Nie jestem sportowcem ani nawet trenerem personalnym.
Jestem praktykiem z ponad dwudziestoletnim stażem w świadomym dbaniu o kondycję fizyczną.
Ogólniak na prowincji.
Akademia wojskowa w stolicy.
Ponad 20 lat za różnymi biurkami.
Żeby dostać się do akademii, trzeba było zrobić formę.
Żeby skończyć akademię, formę trzeba było trzymać.
Żeby służyć ojczyźnie, wystarczyło co jakiś czas o formie sobie przypomnieć.
W korporacji o formie wypada rozmawiać, regularnie opłacać pakiet sportowy i… nie robić nic.
Półki z prasą uginają się pod ciężarem kolorowych magazynów, których okładki zdobią profesjonalnie wyfotoszopowane sześciopaki.
Kto jest na tych okładkach?
Sportowcy, aktorzy, celebryci.
Jak by na to nie spojrzeć – ludzie, którzy pracują (a przynajmniej zarabiają) ciałem.
Ludzie, którym rynek płaci za utrzymanie ciała w ponadprzeciętnej formie.
Z rozmów z twarzami z okładek płynie zwykle komunikat: „To nic takiego… Siłownia i trening to mój warsztat pracy…”.
Albo: „Nie jest lekko, ale (jakoś) daję radę…”.
Za każdym z tych komentarzy stoi zazwyczaj kilka osób.
Dietetyk, trener personalny, fizjoterapeuta, ze specjalistą od PR-u włącznie.
Ile ma to wspólnego z sytuacją zwykłego czytelnika?
Niewiele.
A w zasadzie nic.
Z filmów porno trudno czerpać wartościową wiedzę o intymności.
Podobnie jest z dbaniem o formę.
Zapraszam do mojego świata.
Treningu dostosowanego do współczesnego trybu życia.
Treningu sterowanego zdrowym rozsądkiem.
Treningu nastawionego na uzyskanie maksymalnych efektów możliwie niewysokim kosztem.
Witam w świecie Treningu Minimalnego.