Moja młodzież ujawniła skłonności samorządowe.
Na szczęście – bo niezmiennie polityką się brzydzę – na gruncie swojej szoły.
Podstawowej.
Zaczęło się niepozornie.
W czasie spędzanego razem łikendu, córa poprosiła mnie o znalezienie automatu do wydrukowania zdjęcia.
Jak się okazało, miało być ono centralnym elementem wyborczego plakatu.
Tytuł plakatu był parafrazą popularnego hasła reklamowego:
– Nie jesteś sobą kiedy jesteś głodny?
– Zjedz Snickersa i głosuj!
Pomysł zupełnie spoko jak na nastolatkę, ale brakowało odpowiedniego skupienia uwagi na kandydatce.
Bo całą uwagę potencjalnego widza niezawodnie zawłaszczał kolorowy baton.
Koniecznie trzeba było „coś z tym zrobić”.
Poprosiłem o podesłanie foty, żeby przyjrzeć się jej na komputerze.
Ujęcie było ładne, choć warsztatowo – „trochę” odległe od ideału.
Podciągnąłem kontrast.
Poprawiłem jasność.
Wyciąłem tło.
Dodałem cień sylwetki.
Zaczęło to jakoś wyglądać.
Mimo wszyskto jednak – nadal wyglądało jak baner reklamowy producenta słodyczy.
Potrzebny był pomysł na pozbawienie batona roli głównej.
Po godzinie gadania udało się ustalić, że uczniowskie samorządzenie to próba pogodzenia ognia z wodą.
Reprezentowanie interesów obdarzonych nieposkromioną, ułańską fantazją uczniów przed świętoszkowatym obliczem poprawnego politycznie grona pedagogicznego.
W ten sposób na ramionach głównej bohaterki plakatu pojawili się dwaj przyjaciele.
Młodzieżowy AntyKrystian i nauczycielski BożyDarek.
W skrócie: Krystian i Darek.
Było bardzo dobrze, ale zdjęciu brakowało akcentu typowo uczniowskiego.
Archimedesowska żarówka i świrujące gwiazdki zrobiły robotę.
Krókta wycieczka do automatu drukującego i materiał na plakaty gotowy.
Tak skończyła się sobota.
W niedzielę odwiozłem moją kandydatkę trochę wcześniej, bo jeszcze przed pójściem spać chciała umieścić zdjęcia na wyborczych plakatach.
Po powrocie do domu dostałem wiadomość z efektem końcowym.
Wyglądało bardzo interesująco.
Zdzwoniliśmy się.
W rozmowie o planowanych spotkaniach wyborczych wynurzyła się potrzeba stworzenia sloganu.
Hasła, które pozwoli dzieciakom z innych – szczególnie młodszych – klas zapamiętać chociaż kawałek personaliów najlepszej kandydatki.
Potrzebny był rym do imienia.
Miało się kończyć:
– Głosuj na Elianę.
Tylko do czego to zrymować?
Rozwiązaniem rebusa okazało się – za Wikipedią – potoczne określenie w języku polskim, funkcjonujące zwłaszcza w mowie młodzieżowej, oznaczające głupka lub kogoś, kto zrobił coś głupiego.
Pozostało tylko ubrać je w przyjemną dla oka czcionkę i przygotować karteczki do rozrzucenia w szkolnej szatni w dniu wyborów.
Od tego momentu poczułem się spokojny o losy mojej małej kandydatki.
Na fali okołowyborczego pasma sukcesów udało nam się wygenerować jeszcze jeden pomysł – ogłoszenie w czasie spotkań wyborczych konkursu dla uczniów na… najlepszego mema z hasłem.
Po paru dniach odebrałem wiadomość z wynikami wyborów.
Pękłem z dumy.
70. głosujących okazało się nie być dzbanami.
49 i 48 głosów musiało wystarczyć na otarcie łez kandydatom na – odpowiednio – wiceprzewodniczącego i skarbnika.
Chwilę później pękłem ze śmiechu, kiedy zobaczyłem zwycięskiego mema.
W ten sposób moja córa awansowała na uczniowskiego dyrektora szkoły, ja – na spindoktora, a hasło „kampania wrześniowa” – na synonim sukcesu.
ツ