Co mi daje telewizja

Dość często spotykam się ze stwierdzeniem, że w ramach ulepszenia życia ludzie rezygnują nie tylko z telewizji, ale nawet z telewizora.

Na pewno można.

Ale czy trzeba?


Według mnie – niekoniecznie.


Z telewizorem i telewizją jest jak z każdym wynalazkiem.

Nie jest problemem posiadanie.

Ewentualnym problemem może być bezmyślna eksploatacja.


Choć praca zdalna stała się dla mnie faktem już jakiś czas przed kowidem, telewizję w swojej rzeczywstości oswoiłem na dobre w czasie zarazy.

Ograniczenie swobody przemieszczania przekonało mnie do „poszerzenia horyzontów” poza darmową ofertę telewizji naziemnej.


Stała się naturalnym towarzyszem domowej, prewencyjnej izolacji.

Ja robiłem swoje, telewizja gadała swoje.

Przyswoiłem mimowolnie ramówki popularnych programów, włącznie z terminami powtórek co ciekawszych pozycji.

Zacząłem też dostrzegać kształtujące się trendy.


Nie ma potrzeby snuć naukowych wywodów.

Napiszę o tym, co mnie do telewizji przyciąga.


W pierwszej kolejności – bardzo chętnie oglądam gadające głowy.


Fascynują mnie ciekawe i odważne życiorysy.

Chętnie słucham ludzi, którzy na czymś się znają.

Uwielbiam osoby, które osiągnęły więcej niż inni, a posiadają tyle, ile im potrzeba.

Przyjemnie jest zobaczyć, że niezależnie od poziomu wybitności czy popularności, każdy ma w sypialni łóżko, w kuchni lodówkę, a śmietnik pod zlewem. ツ


W zasadzie na tym samym poziomie zaintersowania śledzę programy realnie wpływające na życiorysy zwykłych ludzi.


Od remontów mieszkań i ogródków, przez zmianę stylizacji, po operacje plastyczne.

Widzę w nich element współczesnej – szczególnie mi bliskiej – misyjności.

Żeby ośmielać ludzi do robienia czegoś ze sobą.

Do ruszenia z miejsca w lepszym kierunku.

Podążania za marzeniami.

Od małych codziennych spraw, jak odnowiona łazienka, czy wydzielona sypialnia dla mamy wychowującej samodzielnie dzieciaki, po te największe wyzwania, pozwalające rozprawić się z najgłębiej skrywanymi kompleksami.


Szczególną kategorię stanowią dla mnie formaty, których uczestnicy, według różnych scenariuszy, poszukują miłości.

Od randek w ciemno przy stole, przez swoiste pójście na skróty (randka w łóżku, czy nago), po desperackie próby ułożenia sobie życia za wszelką cenę (ślub w ciemno).

Pokazują, że nizależnie od wieku, zawodu, czy statusu materialnego, wspólny mianownik prywatności jest ten sam.

Nikt nie chce być sam.


Uzupełnieniem repertuaru moich telewizyjnych preferencji są programy motoryzacyjne.

Choć od prawie dekady nie zmieniłem auta, chętnie podglądam jak inni wybierają nowe nabytki lub ulepszają już wyeksploatowane wozy.

Moja rzeczywistość jest niemal stuprocentowo zabiurkowa, więc patrzenie jak inni brudzą sobie ręce smarem i olejem przynosi przynajmniej namiastkę satysfkacji z kręcenia śrubkami, którego w codzienności jest mniej niż u kota płaczu.


No i jeszcze programy podróżnicze.

Szczególnie pokazujące te zakamarki świata, do których samodzielnie nie miałbym większej ochoty się wybrać.

Azja.

Afryka,

Ameryka Południowa.

Te kierunki zdecydowanie zostawiam innym.

Szanuję, podglądam i… cieszę się, że nie musiałem zapłacić, żeby nie chcieć tam wracać.

Sobie zostawiam USA i – ewentualnie – Kanadę. ツ


Co telewizja mi daje?

Przede wszystkim daje kopa do działania.

Do rozwijania własnych projektów.


Bo wśród prowadzących niewiele jest postaci wybitnych.

W zdecydowanej większości to uczciwi fachowcy, którzy rzetelnie – pod okiem kamery – uprawiają swoje rzemiosło na przyzwoitym poziomie.


Patrzę na nich jak na swoich „starszych” znajomych (w końcu dzięki powtórkom widujemy się prawie codziennie), którzy wcześniej ode mnie zaczęli żyć swoimi pasjami i dzisiaj realizują się w nich na pełnej… petardzie.

Ten etap jeszcze przede mną, ale… nieuchronnie nadchodzi.


A kiedy już nadejdzie…

Chętnie opowiem o tym na wizji.

MOGĄ CIĘ ZAINTERESOWAĆ

Przedsiębiorczość

Praca z ludźmi daje bardzo dużą satysfakcję, ale pod jednym warunkiem. Że nie jest wykonywana pod presją kredytu hipotecznego lub innych konieczności życiowych. Pracując w

Chrobotkowa zieleń

Czerń i biel. Te kolory dominują zarówno w mojej szafie, jak i w otaczającej mnie przestrzeni. Doskonale pasują też do przekazu Zrytego Beretu. Ma być

Mała współsprawca

W znacznej mierze współsprawcą powstania tej strony jest moja córa. Kiedy zabierałem ją na weekendy, bo z konieczności jestem korespondencyjnym ojcem, w drodze do mnie

ZRYTY INSTAGRAM

POWIADOMIENIA

…żeby raz na kilka tygodni otrzymać powiadomienie o nowościach.

Chcesz mieć
na bieżąco
Zryty Beret?

Zostaw mejla, żeby raz na parę tygodni otrzymać powiadomienie
o nowościach.

Strona wykorzystuje pliki cookie dla zapewnienia najlepszej funkcjonalności.