Minimalizm to nie asceza

Stereotypowe spojrzenie na minimalizm bardzo często kojarzone jest z odklejeniem od rzeczywistości.


Wyposażenie kuchni ograniczone do trzech sztućców, talerza, kubka i garnka.

Wystrój sypialni ograniczony do materaca na podłodze pustego pomieszczenia.

Zawartość szafy zredukowana do trzech zmian bielizny, dwóch zmian odzieży wierzchniej i jednej pary butów.


Bzdura.

Jak większość skrajności.


Minimalizm nie oznacza bycia kosmitą.

Minimalizm to przede wzystkim samoświadomość.

Świadomość potrzeb i sposobu satysfakcjonującego ich zaspokojenia.


Interenet pełny jest wyzwań w stylu 33 ubrania na każdą okazję, czy 50 przedmiotów do ogarniania życia.

Ciekawe, ale raczej nieżyciowe.

Jak dieta 1000 kalorii.


Dobre do zastosowania w krótkim odcinku czasu dla wprowadzenia zmiany, ale niemożliwe do utrzymania na dłuższą metę.


Funkcjonowanie w dorosłej i w miarę standardwowej rzeczywistości – praca, znajomi, rodzina, dzieci – wymaga pewnego, dla każdej osoby innego, zestawu przedmiotów.

I zestaw ten nie musi być minimalny.

Warto dbać o to, żeby w TYM zestawie utrzymywać te elementy, które naprawdę są potrzebne w istotnych życiowo, jak również przyjemnościowo okolicznościach.


Nie wyobrażam sobie szafy bez kilku pełnych zmian strojów codziennych (tiszert, dżinsy, koszula, sweter, kurkta), odzieży sportowej na sezon letni i zimowy, przynajmniej paru ubrań eleganckich (marynarka, garnitur biznesowy, garnitur wieczorowy, płaszcz letni, płaszcz zimowy), czy kompletnego stroju motocyklowego.

Do każdego z typów ubrań – przynajmniej jedna – dwie pary adekwatnego obuwia.


Za dużo?


A czy ja jestem członkiem sekty mini-onanistów?


Mój minimalizm, jak wszystko w dobrze poskładanej rzeczywistości, ma wymiar przede wszystkim praktyczny.


Wypełniam otoczenie przedmiotami, które mi służą.

Niekoniecznie codziennie.

Po prostu mają być wykorzystywane.


Nie warto kisić w szafie, czy schowku rzeczy, które nie były użytkowane dłużej niż rok.

Reguła ta dotyczy wszystkiego.

Ubrań, elektroniki, urządzeń kuchennych, ekwipunku sportowego, narzędzi i tak dalej.

Jeśli coś nie było wykorzystane choć raz w roku, to znaczy że zamiast posiadać to na stałe, spokojnie można pozwolić sobie tego nie mieć.

Smoking, sprzęt do nurkowania, narty, czy wiertarkę udarową z SDS-em można w razie potrzeby wziąć z wypożyczalni.


Czy jestem w tym zakresie bezbłędny i niezawodny?

Oczywiście, że nie.


Zdarza mi się kupić coś, co wpadnie w oko, a finalnie okaże się jednorazówką.

I nie mam do siebie o to żalu.

Po prostu uważnie obserwuję swój stan posiadania i na bieżąco przeprowadzam inwentaryzację.


Warto zaznaczyć, że minimalizm nie oznacza wydawania jak najmniejszej ilości pieniędzy.

Jestem wręcz bliski stwierdzeniu, że minimalizm w pełni uzasadnia ponoszenie wydatków na produkty jakościowe.

Jakościowe, nie markowe.


Oczywiście, jakość bardzo często podążą za metką, bo jeśli producent inwstuje w zbudowanie rozpoznawalności swojego logo, absurdem byłoby dostarczanie produktów, które temu logo mogłyby szkodzić.

Mówiąc najprościej, nigdy nie kupuję metek.

Płacę za użyteczność.


Minimalizm pozwala na zachowanie większej swobody w dysponowaniu środkami na zakup nowych ubrań, czy przedmiotów.

Skoro wiem dokładnie czego potrzebuję, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby jednostkowo wydać parę groszy więcej i mieć z takiego zakupu pełną, nieudawaną satysfakcję.

Uwielbiam momenty, w których udaje mi się znaleźć coś, co spełnia moje wszystkie wymagania.


Bardzo rzadko udaję się na zakupy, żeby kupić konkretną rzecz.

Zapotrzebowanie na taką czy inną nowość zbudowane jest na bazie potrzeby przetłumaczonej na listę wymagań do spełnienia.

I zwykle nie cisnę się terminem zakupu takiej nowości.


Daję sobie komfort swobodnego rozglądania się przez jakiś czas.

I nie szukam superokazji cenowych na siłę.

Skoro napotykam coś, co mi pasuje I NIE JEST IDIOTYCZNIE DROGIE, to po prostu pozwalam sobie to mieć.

A kiedy wpadam na TO COŚ na wyprzedaży, to radość jest jeszcze większa. ツ


Kupienie pożądanej, a raczej porządnej, niekoniecznie najtańszej rzeczy skraca listę spraw do załatwienia.

Tym samym ogranicza zaangażowanie w ogarnianie rzeczywistości do niezbędnego MINIMUM.


I o to w moim minimalizmie przede wszystkim chodzi. ツ

MOGĄ CIĘ ZAINTERESOWAĆ

Zaorałem!…

Piąty czwartek miesiąca… Teoretycznie pora dziewiątego treningu w miesiącu. Praktycznie – urlop od ćwiczeń, czyli treningowy „dzień świni”. ツ Kiedy rok temu pisałem post o

Jak zostałem maratończykiem

W kwestii motocyklizmu nie mam złudzeń. DWA KOŁA TO ZA MAŁO, żeby komfortowo, po mojemu cieszyć się ujeżdżaniem koni mechanicznych wierzchem. Receptą na sukces jest

H-D – męskie High Definition

Zamiłowanie do podróżowania to wspólny mianownik większości dzieciaków wychowanych na głębokiej prowincji. U małego wieśniaka śmigającego w sweterku po starszym bracie, widok autokaru wożącego ludzi

ZRYTY INSTAGRAM

POWIADOMIENIA

…żeby raz na kilka tygodni otrzymać powiadomienie o nowościach.

Chcesz mieć
na bieżąco
Zryty Beret?

Zostaw mejla, żeby raz na parę tygodni otrzymać powiadomienie
o nowościach.

Strona wykorzystuje pliki cookie dla zapewnienia najlepszej funkcjonalności.