Często informacyjną.
I praktycznie za każdym razem widzę ludzi prześcigających się w udowadnianiu, że znają się na czymś bardziej.
Szkoda że nie biorą pod uwagę, jak niebardzo znają się na sobie samych.
Odpuszczam naukowcom i ekspertom – oni żyją w innym świecie.
Nie potrafię jednak wybaczyć dziennikarzom.
Bynajmniej tym telewizyjnym.
To są ludzie, których się OGLĄDA!
Wizerunek jest ich narzędziem pracy.
Im rynek płaci za wyglądanie.
I co?
G…
Wyglądają tak, jakby za wszelką cenę chcieli udowodnić, że wartość człowieka bierze się wyłącznie z głowy.
Bez wątpienia tak, ale według mnie liczy się również spójność przekazu.
Jak zaufać w rzetelność zadbania o jakość prezentowanego materiału, jeśli gołym okiem widać, że człowiek zupełnie nie dba o samego siebie?
Dziwnym zbiegiem okoliczności, największe zagęszczenie takich osobników występuje w telewizji publicznej.
Kompletnie tego nie rozumiem.
Jakoś telewizje komercyjne pamiętają, że wygląd prezenterów to wizytówka stacji.
Odnoszę nieodparte wrażenie, że szacunek do własnego ciała (u tych, że tak powiem dziennikarzy) jest analogiczny do szacunku okazywanego rozmówcom o odmiennych poglądach.
Półprawdy, przeinaczanie, szydera.
Aż się prosi, żeby dokładnie tak samo potraktować ich fizyczność.
Nie trzeba być na świeczniku, żeby o siebie świadomie zadbać.
Tak samo, jak można być na świeczniku i świecić… byleczym.
Dobierajmy mądrze przykłady do naśladowania.