Książka.
Niezwykła.
A wpadliśmy na siebie zupełnie przez przypadek.
Parę lat temu przyjechałem ponad godzinę za wcześnie na umówione spotkanie.
Jak to w firmach czerpiących z zachodnich wzorców, dostałem kawę i możliwość poczekania w strefie relaksu.
A jak strefa relaksu, to i firmowa biblioteczka wypełniona niemalże w całości metodykami i językami programowania.
Świadomie interesowałem się już wtedy rozwojem, przez co uwagę przyciągnęła półka na poziomie podłogi, z najmniej okazałymi i jednocześnie najmniej zniszczonymi pozycjami.
Jak nietrudno się domyślić – były to lektury poświęcone psychologii, emocjom, relacjom i wszystkim tym dziedzinom, z którymi rasowy programista, programowo(!), życzy sobie mieć zdecydowanie niewiele do czynienia.
Przykucnąłem i zacząłem przeglądać.
Mój wzrok zatrzymał się na okładce o oprawie graficznej maksymalnie odpowiadającej mojemu poczuciu estetyki.
Czerń, biel i niewielki akcent w kolorze czerwonym.
Nic niemówiący tytuł i… cholernie zaczepna rekomendacja:
– Ignorujesz tę książkę na własne ryzyko!
Nie zaryzykowałem.
I tak, w kucki, przed regałem, doczekałem spotkania.
Czym zatem jest Rework?
Elementarz prowadzenia świadomie małego, niszowego biznesu.
Nie encyklopedia.
Świetnie skomponowny dekalog mikro-, a raczej nanoprzedsiębiorcy.
Materiał, który w przeciwieństwie do większości amerykańckich historii sukcesu, broni się niezależnie od szerokości geograficznej, kultury i kondycji rynku.
Przepis na sukces?
Zidentyfikuj swój nierozwiązany problem.
Rozwiąż go po swojemu, nie przejmując się ogólnie przyjętymi standardami i wszelkim doradztwem.
Podziel się swoim rozwiązaniem ze światem.
Dostarczaj tak, jak sam chciałbyś żeby Tobie dostarczano.
Generalnie – idź pod prąd.
A raczej – idź przed siebie po swojemu, niezależnie od głównego nurtu.
Do tego całe stado uczciwych, łamiących rynkowe standardy porad, sprawdzonych na podwórku własnego biznesu autorów.
Prowadź biznes, nie startup.
Porażka nie uczy.
Przede wszystkim zacznij coś robić.
Nie ściemniaj, że nie masz czasu.
Nie zatrudniaj nowych ludzi, dopóki nie musisz.
Firma nie ma obowiązku rosnąć.
Potrzebujesz mniej, niż ci się wydaje.
Sprzedawaj produkty ubczone głównej działalności.
Dość dobry produkt wystarczy.
Spotkania to trucizna organizacji.
I tak dalej, i tak dalej…
Genialne w swojej prostocie i oczywistości zasady, wywracające do góry nogami typowo korporacyjną manię wielkości.
Przepis na biznes minimalny.
Przepis, który genezą i szeroko rozumianą formą, stanowi dowód własnej autentyczności.
Plus – minus 160 stron niezbyt gęstego maszynopisu.
Mniej niż cztery godziny nieśpiesznego czytania.
Dla mnie – BOMBA!
Od lat nie kupuję książek w wersji papierowej, ale… tutaj zrobiłem wyjątek.
Tę – narpawdę warto, również dosłownie, fizycznie MIEĆ!
Kupioną.
Wielokrotnie przeczytaną.
Zastosowaną w praktyce.
Bez wątpienia, moim Reworkowym sprawdzianem będzie, a w zasadzie właśnie staje się, Trening Minimalny.