Self publishing, mimo zdecydowanego nacisku na „self”, nie jest przedsięwzięciem jednoosobowym.
Debiut wydawniczy nie doszedłby do skutku gdyby na mojej drodze nie stanęło kilku fantastycznych fachowców.
Ludzi obdarzonych świetną znajomością swojego rzemiosła oraz zdecydowanie „moim” sposobem patrzenia na rzeczywistość i kooperację.
Oczywiście, wszystko odbyło się na warunkach komercyjnych, ale zapłacona terminowo faktura to nie wszystko.
Elżbieta Sokołowska (korektelka.pl).
Bez najmniejszych wątpliwości, tak chronologicznie jak i pod względem zaangażowania, numer jeden na liście wdzięczności.
W stu procentach zasłużenie nazwana w dedykacji akuszerką Treningu Minimalnego.
Entuzjastyczną reakcją na pierwsze próbki warsztatu, pozwoliła inżynierowi uwierzyć w umiejętności pisarskie.
Przeprowadziła „za rękę” przez cały proces przygotowania do druku, od dyskusji nad pojedynczymi wyrazami, po weryfikację kompletnych próbnych wydruków.
Świadomie stawiająca nad językową akuratnością dbałość o charakter autora.
W pełni kompatybilna z moim sposobem komunikacji i – specjalnej troski – poczuciem humoru.
Nieuleczalna gaduła.
Nie mogę powiedzieć, że wszystkie Elki to porządne kobiety, ale…
Ta Elka – Korektelka – jest niepowtarzalna i bezcenna.
Od czasu ogólniaka nie dopuszczałem do siebie myśli, że mógłbym przychylnym okiem spojrzeć na eksperta od języka polskiego.
Dziś nie wyobrażam sobie innego towarzystwa w kolejnych zmaganiach z przelewaniem słów na papier.
Mateusz Hełminiak (totem.com.pl).
Opiekun klienta w najlepszym tych słów znaczeniu.
Jeśli będąc totalnym wydawniczym nołnejmem wysyłasz pytanie o ofertę do jednej z największych drukarni i otrzymujesz odpowiedź jak dla autora bestsellerów, nie chcesz szukać dalej.
Dzięki Mateuszowi wybór drukarni okazał się jednoetapowy.
Jedno pytanie o ofertę.
Jedna rozmowa.
Jedna przesyłka z próbkami papieru i technik druku.
Nie było ani powodu, ani sensu rozglądać się za alternatywą.
Oczywiście, potem seria ofert, proofy, kolejne oferty i w końcu wydruk pełnego nakładu.
Wszystko, dosłownie wszystko, zrealizowane bez najmniejszego potknięcia.
Pełny profesjonalizm.
Do tego jeszcze, w międzyczasie, skutecznie przeprowadzona misja poszukiwawcza rzetelnego wykonawcy, po beznadziejnej rejteradzie wybranego wcześniej specjalisty od łamania i składu.
Tak właśnie doszło do trzeciej współpracy.
Maciej Kowalski (matchias.artstation.com).
Cichy bohater wydawniczej historii.
Uczciwy, cyfrowy rzemieślnik.
Skutecznie sprowadzający na ziemię ułańską fantazję autora.
Cierpliwy, acz asertywny wykonawca drukarskiego origami.
Ela, Mateusz, Maciek – DZIĘ-KU-JĘ!
Jeśli nie odmówicie – ciąg dalszy naszych współprac nieuchronnie nastąpi.
ツ