Istnieję!

Pojawiłem się w sieci zupełnie spontanicznie, na fali eksplozji popularności fejsopodobnych wynalazków, jakieś 15 lat temu.


Zmieniłem podejście po tym, kiedy przekonałem się jak łatwo jest, spontanicznie ciesząc się pewnymi, często jednorazowymi zdarzeniami z prywatności, skupić na sobie uwagę niepożądanych osób. 


Zaistniała sytuacja – szczęśliwie – nie pociągnęła za sobą paskudnych konsekwencji, ale pozwoliła na wyciągnięcie poważnego wniosku. 


Zdecydowanie lepiej być Panem Nikt, niż odgromnikiem społecznych frustracji rodem z czasów komunizmu.


Wyparowałem.


Minęło ponad 10 lat.

Minąłem czterdziestkę.

Wymyśliłem siebie na nowo.

Stworzyłem zrytą markę.


Zdążyłem wytłumaczyć sobie, że moim przeznaczeniem nie jest techniczno-technologiczna doskonałość. 

W ramach inżynierskich, mocno odtwórczych zadań czuję się uczciwym rzemieślnikiem, ale bez szans na Nobla, profesurę, czy choćby radomski doktorat.


Przyszedł czas rozwoju osobistego i kompetencyjnych miękkości.


Uwielbiam kontakt z ludźmi i dzielenie się wiedzą.


Szczególnie tą, która ma moc kształtowania życiorysów.


Po setkach godzin na pracy w modelu jeden na jeden dojrzałem do publikacji.


A otwarcie się na szerokie grono odbiorców oznacza wystawienie na światło dzienne nie tylko zadrukowanych kartek.


Trzeba odkryć też siebie.


Dziś nie wchodzę do tej samej rzeki


Bo teraz nie chodzi o próżnościowy ekshibicjonizm, a o najlepiej rozumiany, nienachalny marketing.


Pierwsza publikacja to spojrzenie w kierunku zupełnie nowej przyszłości.

Oczko puszczone w kierunku grona czytelników.


A oczka nie warto puszczać po ciemku.


Może moja społecznościowa aktywność nie będzie spektakularna i superprofesjonalna.

Na pewno będzie naturalnie podążać za rozwojem kolejnych treści i projektów.


Nie wszystko jeszcze błyszczy.

Nie wszystko kompletne.

Ale od czegoś trzeba zacząć.


Na początek, niech mi fejsbuk lekkim będzie. ツ

MOGĄ CIĘ ZAINTERESOWAĆ

Co mi daje telewizja

Dość często spotykam się ze stwierdzeniem, że w ramach ulepszenia życia ludzie rezygnują nie tylko z telewizji, ale nawet z telewizora. Na pewno można. Ale

Jak zostałem maratończykiem

W kwestii motocyklizmu nie mam złudzeń. DWA KOŁA TO ZA MAŁO, żeby komfortowo, po mojemu cieszyć się ujeżdżaniem koni mechanicznych wierzchem. Receptą na sukces jest

Dwa koła, to za mało

W SPOWIEDZI MOTOCYKLISTY wspomniałem, że swego czasu usiłowałem udowadniać, że dwa koła to więcej niż cztery. Już nie próbuję. Dorosłem. Do czego? Przede wszystkim do

ZRYTY INSTAGRAM

POWIADOMIENIA

…żeby raz na kilka tygodni otrzymać powiadomienie o nowościach.

Chcesz mieć
na bieżąco
Zryty Beret?

Zostaw mejla, żeby raz na parę tygodni otrzymać powiadomienie
o nowościach.

Strona wykorzystuje pliki cookie dla zapewnienia najlepszej funkcjonalności.