Premiera #poleoractrzeba

Postanowienia noworoczne…

Dla znacznego procenta aktywnych zawodowo – szczególnie za biurkami i w hołmofisach – ludzi, rozprawienie się z rozmiarem ubrania jest jednym z najpopularniejszych wyzwań.


Mimo tradycyjnie przejedzonych świąt i totalnie kanapowego sylwestra, w temacie garderoby nie mam niczego do nadrobienia.

Powiedzmy, że pod koniec grudnia trafiły mi się – jak co roku – dwa wyjątkowo wypasione (hihi) Dni Świni, z którymi mój organizm rozprawił się skutecznie w ciągu kilkudziesięciu godzin.

Wyzwaniem numer jeden dla mnie na rok spod znaku trzech dwójek jest skuteczne wypromowanie Treningu Minimalnego.


Trening Minimalny nie został stworzony „na zarobek”.

Powstał jako efekt uboczny czegoś, co robię bez względu na wszystkie inne okoliczności.

I to jest jego największy atut.


Dbam i dbał będę o fizyczność dla samego siebie.

Nie dla bicia rekordów.

Nie dla startu w zawodach.

Po prostu dla zdrowia.

Dla estetyki.

I dla ekonomii.


Bo stabilny rozmiar ubrania to wielka oszczędność.

Czasu – bo nie trzeba się zastanawiać nad doborem rozmiaru czegokolwiek.

Pieniędzy – bo wymieniamy ciuchy z powodu zużycia lub widzimisia, a nie niespodziewanej ciasności.

Miejsca – bo wszystkie rzeczy w szafie „pasują” i nie magazynujemy niczego na „szczuplejsze czasy”.


Siłownia nie realizuje mojej sportwowej pasji, czy ambicji.

Systematyczny wysiłek to moje ubezpieczenie zdrowotne.


Prywatna, nawet najdroższa opieka medyczna stwarza bardzo fałszywe wrażenie zadbania o siebie:

– Mam „pakiet super wypierd VIP premium”, to „w razie czego” zajmą się mną najlepsi specjaliści...

Szczęść – dowolnie rozumiany – boże.


Mnie zależy na tym, żeby nie musieli się mną zajmować żadni specjaliści.

Ani prywatni, ani tym bardziej ci z enefzetu.

I tego samego życzę wszystkim, którzy sięgają po Trening Minimalny.


Ale – jak wspomniałem w potargowym wpisieTrening Minimalny sam się nie sprzedaje.

Sprzedaje się w konsekwencji rozmowy z potencjalnym czytelnikiem.

I właśnie nawiązaniu kontaktu z potencjalnym czytelnikiem – najlepiej w liczbie jak najbardziej mnogiej – zamierzam poświęcić najwięcej uwagi w bieżącym już roku.


Zgodnie z tytułowymi słowami książki pioniera blogującego internetu – Michała Szafrańskiego – zaufanie jest walutą przyszłości.

Najwyższy czas pokazać, że „szewc w bardzo dobrych, samodzielnie uszytych butach chodzi”.


A że nie lubię dosłowności – na początek stara anegdota.


Turysta zauważa niesiony leniwym nurtem „wylanej” po wiosennych roztopach rzeki, góralski kapelusz. Ku zdziwieniu turysty kapelusz nagle zatrzymuje się i… powoli rusza „pod prąd”. Po paru minutach kursowania „w tę i z powrotem”, zaczyna przemieszczać się w kierunku brzegu. Finalnie spod wody wynurza się stary baca, a za nim koń zaprzężony w pług.

Widząc pytający wzrok turysty, baca wypala:

– No cóż się pan tak gapisz? Powódź – nie powódź, pole orać trzeba!


Pora na pokazanie jak Trening Minimalny wygląda w praktyce.

W mojej praktyce.


Trudno o lepszy moment niż początek stycznia na premierę taga:

#poleoractrzeba

MOGĄ CIĘ ZAINTERESOWAĆ

Zaorałem!…

Piąty czwartek miesiąca… Teoretycznie pora dziewiątego treningu w miesiącu. Praktycznie – urlop od ćwiczeń, czyli treningowy „dzień świni”. ツ Kiedy rok temu pisałem post o

Dlaczego zryty

Mówiąc najprościej, mam sprecyzowane poglądy. Poglądy, które mniej lub bardziej nie płyną z nurtem obiegowych opinii. A że stanowią dobrze skomponowaną całość, to nie waham

Weekendowy, nie znaczy gorszy

Głównym opóźniaczem mojej decyzji o resecie życiorysu był ciągły brak dobrej odpowiedzi na pytania: – Co z córką? – Jak będzie wyglądało jej życie bez

ZRYTY INSTAGRAM

POWIADOMIENIA

…żeby raz na kilka tygodni otrzymać powiadomienie o nowościach.

Chcesz mieć
na bieżąco
Zryty Beret?

Zostaw mejla, żeby raz na parę tygodni otrzymać powiadomienie
o nowościach.

Strona wykorzystuje pliki cookie dla zapewnienia najlepszej funkcjonalności.