Męskość jest dziś w odwrocie.
Rzeczywistość jest stopniowo dominowana, wręcz systematycznie pacyfikowana przez zupełnie zbędne przejawy panoszącego się już zupełnie bez sensu feminizmu.
Prewencyjne przepisy zabraniające dosłownie wszystkiego.
Siłowe udowadnianie równości kobiety i mężczyzny.
Parytety.
Odpłciowienie rynku pracy.
Zj…ne słowotwórstwo.
Wszystkie posłanki, radczynie prawne, redaktorki, psycholożki.
Wszechobecne promowanie silnej kobiecości.
Do tego jeszcze urlopy tacie-(k…obieta lekkich obyczajów)-rzyńskie, przedszkolankowie i nianiowie.
Mój mózg od lat ma na to wszystko uczulenie.
I teraz reaguje już tylko w jeden sposób:
– Ja pier…!!!
– Nieee!!!
Nieprzypadkowo na ilustracji wpisu da się rozpoznać logo bardzo konkretnej marki.
Producent najcięższych dwukołowców z Milwaukee, zwanych pieszczotliwie wieprzami (dla jeszcze nie wtajemniczonych – od angielskiego skrótowca nazwy społeczności ich właścicieli – HOG), uczynił swoją markę synonimem męskości.
Męskości odmienianej przez wszystkie przypadki.
Wolność, siła, niezależność, brak pokory, łamanie stereotypów.
Praktycznie każde skojarzenie z męskością pasuje.
I na tym punkcie właśnie mam zryty beret.
Żeby mężczyzna był mężczyzną przez duże eM, a kobieta… niezmiennie pachniała kobiecością.
Drogie Panie, zostawcie nam spodnie.
Tak pięknie Wam na obcasach i w sukienkach…