Historia jednego prezentu

Dbam o to, żeby moja przestrzeń wypełniona była wyłącznie nieprzypadkowymi przedmiotami.

Przedmiotami, których naprawdę potrzebuję.

Generalnie, praktykuję szlaban na prezenty.


Grono moich najbliższych znajomych doskonale już wie, że najlepszym przejawem szacunku dla mnie jest… nieobdarowywanie mnie czymkolwiek.

Nie mam problemu, kiedy w rękach gościa zobaczę kilo winogron lub puszkę energetyka, ale paczka z kokardką budzi bardziej frustrację niż ciekawość.


24 grudnia rok temu, po skończonej kolacji wigilijnej, przyszedł czas prezentów.

Moja córa z wielką radością pełniła rolę Śnieżynki wyciągającej spod choinki kolejne paczki.

Po kilku rozdaniach, w moje ręce trafiło malutkie zawiniątko z napisem Tata.


Uprzedziła mnie jeszcze przed świętami, że pamięta o tym, że JA WSZYSTKO MAM, ale bardzo zależało jej na przygotowaniu czegoś specjalnie dla mnie.

Na mojej twarzy pojawił się wielki banan, kiedy zobaczyłem, że w zawiniątku czaił się mikroskopijny, pluszowy Rudolf z magnetycznymi kopytkami.

– Ufff…


Chwilę później, banan zszedł mi z twarzy, kiedy na moich kolanach wylądował drugi, sporej wielkości i wagi pakunek z napisem Tata.

Spojrzałem w oczy małej.

Zobaczyłem oczy kota ze Shreka i usłyszałem:

– Tata, nic nie mów, otwórz…


Otworzyłem.


Zatkało mnie.


Moim oczom ukazały się owinięte streczem dwie półlitrowe butelki żelu pod prysznic i litrowa butelka płynu do płukania ust.

Dokładnie takich, jakie używam codziennie od lat.

Mała zrobiła parę tygodni wcześniej zdjęcia w mojej łazience i dodała odpowiednie produkty do listy zakupów świątecznych.

Nigdy w życiu nie poczułem się tak pozytywnie wyrolowany.


Przy okazji, przypomniała mi się wypowiedź Pana Wojciecha Cejrowskiego o niezabieraniu środków czystości w egzotyczne podróże.

Warto kupować je na miejscu.

Jeśli nie mamy problemów skórnych, lokalne mydła, czy szampony na pewno poradzą sobie z brudem nie gorzej niż rodzime specyfiki, a dzięki temu, że nie zużyjemy ich w całości na wyjeździe, wrócą z nami do kraju i jeszcze przez dobrych parę tygodni będą przywoływać swoją obecnością egzotyczną destynację.

Ponadto ich zapach pozostający na skórze pozwoli nosić na sobie wspomnienia.


Od czasu tamtej gwiazdki kąpiel i mycie zębów pachną mi choinką.


MOGĄ CIĘ ZAINTERESOWAĆ

Dwa koła, to za mało

W SPOWIEDZI MOTOCYKLISTY wspomniałem, że swego czasu usiłowałem udowadniać, że dwa koła to więcej niż cztery. Już nie próbuję. Dorosłem. Do czego? Przede wszystkim do

Jak zostałem maratończykiem

W kwestii motocyklizmu nie mam złudzeń. DWA KOŁA TO ZA MAŁO, żeby komfortowo, po mojemu cieszyć się ujeżdżaniem koni mechanicznych wierzchem. Receptą na sukces jest

Krakowskim – nie tylko – targiem…

Targi Książki w Krakowie i w Katowicach przeszły już do historii. Pora na małe podsumowanie… Zgodnie z oczekiwaniami – imprezy zupełnie inne niż targi fitness.

ZRYTY INSTAGRAM

POWIADOMIENIA

…żeby raz na kilka tygodni otrzymać powiadomienie o nowościach.

Chcesz mieć
na bieżąco
Zryty Beret?

Zostaw mejla, żeby raz na parę tygodni otrzymać powiadomienie
o nowościach.

Strona wykorzystuje pliki cookie dla zapewnienia najlepszej funkcjonalności.